– Niestety moje obawy były zasadne, ponieważ pogłębił się proces faworyzowania firm prywatnych zgrupowanych pod opieką ministra obrony narodowej. Z jednej strony to naturalne i zrozumiałe, ale z drugiej – szef resortu obrony powinien patrzeć szerzej. Przemysłu obronnego nie da się oprzeć wyłącznie na podmiotach państwowych, bo w obrębie rynku działa znacznie więcej przedsiębiorstw z kapitałem prywatnym.
Firmy prywatne z branży zbrojeniowej borykają się z barierami, które nie wynikają z żadnych zapisów. Formalnie obowiązuje zasada równości podmiotów, ale w praktyce do głosu dochodzi polityka szeptana. Jeżeli taka sytuacja się utrzyma, to będzie stanowiła poważne zagrożenie dla całego krajowego przemysłu obronnego, zwłaszcza że dokonuje się wielu zakupów zza granicy.
Niektóre polskie firmy są zaradne, mają kontakty na różnych rynkach i nawet gnębione w rodzimych warunkach, i tak sobie poradzą, tyle że nie będą rozwijać technologii na potrzeby polskiej armii. W tym momencie zyskują zagraniczne firmy zbrojeniowe i armie innych państw, a traci polskie wojsko. Czy o to nam chodzi? Poza tym takie produkty, jak Kraby, Homary, Raki są zbudowane z polskich komponentów: stali, elektroniki itp. – jeśli odetniemy możliwości rozwojowe prywatnym podwykonawcom, będzie problem z produktem finalnym.
– Widoczna jest tendencja, żeby poszerzać kompetencje Polskiej Grupy Zbrojeniowej, ale zapominamy przy tym o jednej ważnej rzeczy. Jeżeli pozbędziemy się wewnętrznej konkurencji polsko-polskiej, to armia będzie skazana na zakupy od monopolisty – bez wpływu na cenę. Świat odszedł od tego dawno temu, a chyba chcemy się rozwijać, nie cofać. Poszerzenie oferty o nowe kompetencje wiąże się z pozyskaniem specjalistów, technologii itd. To złożony proces. Pytanie: czy opłacalny, jeśli zależy nam jedynie na względach decydenta.
Tu pojawia się ważne zadanie dla ministra obrony narodowej, który trzyma pieczę nad przemysłem zbrojeniowym, a także misja przed kierownictwem Polskiej Grupy Zbrojeniowej, której powinno zależeć na wspieraniu prywatnych kooperantów. Małe firmy znacznie szybciej i taniej dostarczą technologie i podzespoły niezbędne do wykonania produktu.
– Zasadniczo sektor prywatny podzieliłbym na trzy grupy: wielki przemysł prywatny z kapitałem zagranicznym, w obrębie którego funkcjonują potentaci, mający stałych partnerów za granicą, firmy rodzinne, które skupiają się na rynku krajowym i nie celują w eksport, bo zamówienia wewnętrzne zaspokajają ich potrzeby, oraz firmy, które osiągnęły pewien poziom na krajowym rynku i chcą się rozwijać poprzez światową ekspansję, tym bardziej że w Polsce mają coraz bardziej ograniczone możliwości.
Firmy z ostatniej grupy prężnie się rozwijają, szukając odbiorców zewnętrznych na rynkach obcych i pod ich kątem tworzą produkty. Tu można wymienić np. Grupę WB, która prowadzi mądrą politykę rozwoju, Lubawę, TELDAT. Izba stara się im pomóc nawiązać kontakty z partnerami zagranicznymi, w wielu przypadkach z sukcesami, których potwierdzeniem są międzynarodowe kontrakty.
– Niestety program promocji, jaki realizowaliśmy, nie mógł być kontynuowany. Szansę dostały inne branże, mimo że mieliśmy rządową obietnicę środków przeznaczonych na ten cel. Zabrakło siły lobbingowej, która zadziałałaby w Ministerstwie Rozwoju i wpłynęłaby na opracowanie projektu stosownej ustawy.
Ani w 2016, ani w 2017 r. nie przeznaczono złotówki dla firm na promocję eksportu krajowego sektora obronnego. Ubolewam nad tym, bo wcześniej w ramach odpowiedniego programu małe firmy były aktywne i miały możliwość wypromowania swoich produktów. Jak może wyglądać promocja, jeśli nie ma pieniędzy na ten cel?
– Ja takiego produktu nie widzę. Wiele wyrobów ma potencjał i mogłoby z powodzeniem konkurować z innymi markami, ale bez wsparcia ze strony państwa nie są rozpoznawalne poza granicami. Głośno było np. o rakietach Grom, ale jeśli popatrzymy na skalę produkcji, to nie jest to produkt, który może się na świecie przebić. Inne kraje, takie jak Rosja, Chiny czy Stany Zjednoczone, podobnymi, a nawet gorszymi systemami bez trudu mogą nas wyprzeć z rynku.
Niestety przez ostatnie dwa lata nic nie zrobiliśmy, żeby promować polski przemysł obronny. Zmierzamy w kierunku produkcji ograniczonej do potrzeb armii z pominięciem eksportu. Rynek sam zamyka się na popyt z Zachodu. Może ktoś mi zarzuci pesymizm, ale jest gorzej niż było i nie widzę perspektyw na zmianę tego stanu w najbliższych 2–3 latach.
– Tak, w wielu segmentach rynku jesteśmy w stanie w pełni pokryć zapotrzebowanie wojska, i to na europejskim poziomie. Jednocześnie trzeba pamiętać, że wyścig zbrojeń trwa. Światowe lobby zbrojeniowe jest silne i robi wszystko, żeby napędzać koniunkturę. Wielcy mogą więcej, a my musimy próbować odnaleźć się jakoś w tym układzie.
Warto podejmować starania, żeby polski sektor zbrojeniowy był konkurencyjny na globalnym rynku, bo nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. Kiedy w Polsce sektor zbrojeniowy słabnie i odczuwa brak wsparcia państwa, zachodnia konkurencja zaciera ręce. Kuriozalny jest fakt, że resort obrony zwalcza inicjatywy izby, które mają na celu pomoc prywatnym przedsiębiorstwom z branży.
– W zasadzie w branży liczą się cztery imprezy targowe. Oczywiście najpierw jest MSPO, a potem długo nic. Warto wspomnieć o lokalnych targach dla marynarki wojennej i targach policyjnych. Dobrze rozwinęły się też dwudniowe targi lotnicze Air Fair w Bydgoszczy. Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że pokazy dla społeczeństwa są ważne, ale to zadanie dla wojska. To uświadamia ludziom, z jakiego sprzętu korzysta armia, czyli – krótko mówiąc – na co są wydawane ich pieniądze z podatków.
Poza tym tego typu wydarzenia przyciągają przyszłe kadry, potencjalnych kandydatów do szkół wojskowych. Dla branży tego typu pokazy otwarte generują jedynie dodatkowe koszty, które nie zwrócą się za sprawą nawiązanych kontaktów, czy mogą zaprocentować kontraktami. Dla przemysłu są targi branżowe, które mogą przynieść wymierne efekty biznesowe.
– To bardzo duży problem również w branży obronnej. Potrzebni są zarówno inżynierowie do biur projektowych, jak i pracownicy fizyczni: spawacze, tokarze, ludzie, którzy potrafią obsługiwać maszyny numeryczne. Braki kadrowe dotyczą całego sektora, i państwowych zakładów, i prywatnych firm, choć tym drugim łatwiej skusić pracownika wynagrodzeniem. Ta sytuacja powinna być rozwiązana przy wsparciu państwa.
– Jak najbardziej, mamy wśród członków firmy lotnicze, oczywiście ukierunkowane na siły zbrojne. Chylę czoła przed inicjatywą Doliny Lotniczej, która powstała w Rzeszowie i rozwija się w imponującym tempie. Działające w jej obrębie firmy przykładają ogromną rolę do jakości i oferują zaawansowane technologie na wysokim poziomie, a w efekcie są kooperantami liczących się zagranicznych koncernów. Tego typu przedsięwzięcia warto wspierać.
– Niewątpliwie ukierunkowanie na konkretnego odbiorcę oraz polityczne piętno odciśnięte na tym rynku. Podejmowane decyzje, wpływające na sektor obronny, niestety w dużej mierze wynikają z nieznajomości branży.
– Mimo wspomnianych problemów, można mówić o dynamice rynku. Co roku w branży pojawiają się nowe firmy ze świeżymi pomysłami i możliwościami. Niektórym udaje się przebić, innym nie. Rynek zbytu jest ogromny, bo docelowy odbiorca to nie tylko wojsko, lecz także inne służby mundurowe. Na sektor obronny trzeba bowiem patrzeć szerzej niż przez pryzmat MON-u.
W tym roku uaktywnił się Cegielski, który podpisał umowy z Tatrą i turecką firmą na produkcję pojazdów opancerzonych przeznaczonych na eksport, a akcjonariuszem i organem sprawującym nadzór nad Cegielskim jest minister rozwoju. Jak widać, inne resorty też uznają, że warto wejść w sektor zbrojeniowy. To koncepcja w pewnym sensie konkurencyjna dla PeGaZa, sam jestem ciekaw, jak się rozwinie.
– O ironio, dzięki polityce MON-u, który prowadzi politykę eliminującą firmy prywatne, przybywa nam członków z kapitałem prywatnym. Niestety nie jesteśmy traktowani przez resort obrony po partnersku i nasza pomoc nie jest mile widziana, mimo że jesteśmy apolityczni i dążymy do tego, by wspierać obronność bez względu na to, kto rządzi. Tylko od mądrości polityków zależy, czy zechcą skorzystać z naszego doświadczenia, czy nie.
Życzyłbym sobie, żeby decydenci w ministerstwie obrony w końcu zrozumieli, że samorząd gospodarczy jest potrzebny i wzajemne wsparcie może przynieść korzyści. Tymczasem izba na każdym kroku natrafia opór, podobnie jak podmioty prywatne na drodze do rozwoju. Dlatego okoliczności zobligowały nas do większego wsparcia sektora prywatnego, ale nie zapominamy o firmach skupionych w PGZ, wspierając je w działalności eksportowej.
Rozmawiał Mariusz Gryżewski
Fot. Polska Izba Producentów na Rzecz Obronności Kraju
Dodaj komentarz