Drony w natarciu – pilot z nami nie leci

Opublikowano: 24 kwietnia 2016

Technologia puka do wszystkich drzwi. Do tych z wojskowym nadrukiem najwcześniej. Nic więc dziwnego, że armie na całym świecie, czerpiąc z tej wiedzy, rozszerzają i unowocześniają swój potencjał. I tak właśnie na naszych oczach w rzeczywistości debiutują bezzałogowe samoloty. Analiza tylko tego wycinka jasno pokazuje, że nastroje na świecie do najlepszych nie należą. Zbroją się wszyscy na potęgę, przy okazji chcąc już na etapie konstrukcji wyprzedzać konkurentów. Tylko, że najczęściej, jeżeli świat się zbroi, to na wojnę…

Michał Tabaka

Sytuacja międzynarodowa może nie martwić tylko chronicznych optymistów. Taka, a nie inna ocena zdecydowanej większości ekspertów nie koncentruje się jednak na jednej kwestii, której analiza zależy od odpowiedniego doboru argumentów. Tym razem owych kwestii jest znacznie więcej. Mamy kłopoty Unii Europejskiej, z groźną wciąż perspektywą wyjścia ze struktur Wielkiej Brytanii i z ciągle pozostawioną jakby sobie samej do załatwienia sprawie uchodźców. Mimo że wszyscy wiedzą, iż sama się nie rozwiąże.

Z kolei z Rosją wciąż jesteśmy świadkami przeciągania liny. Dla nikogo nie jest już tajemnicą, że rosyjska gospodarka jest w tragicznej kondycji. Nie da się dłużej ukrywać, że sankcje nałożone po agresji na Ukrainę przynoszą skutki. Coraz bardziej skomplikowana wydaje się też sytuacja Turcji, i to nie tylko w kontekście rozmów z NATO. 
Nie bez znaczenia rzecz jasna jest w tym względzie polityka krajów OPEC, które już bez ogródek – manipulując ceną ropy – starają się wpłynąć na główny nurt polityki. Po drugiej stronie oceanu mamy USA tuż przed prezydenckim rozstrzygnięciem.

Zwycięstwo Donalda Trumpa, kandydata Republikanów, z pewnością odciśnie się piętnem na międzynarodowej polityce. Stany Zjednoczone zresztą mają swoje kłopoty na głowie, z uciekającymi rynkami azjatyckimi na czele. Bo rozważając globalną sytuację, nie sposób nie wspomnieć o Chinach, których być może wzrost gospodarczy nie ma aż takiego rozpędu jak jeszcze kilka lat temu, ale taktyka – polegająca na zajęciu miejsca światowego hegemona – pozostaje bez zmian. 
Zbyt wiele jest więc newralgicznych punktów na obecnej mapie świata, żeby nie myśleć o ulepszeniu swojego potencjału wojskowego. Inna sprawa, że – czy się to komuś podoba czy nie – konflikty wojenne są po prostu doskonałym interesem. Zbrojenie się ma obecnie zbyt dużo potwierdzeń w rzeczywistości, by można o nim mówić jedynie w konwencji teorii.

Drony w natarciu

Jeszcze kilka lat temu wizja przesyłek pocztowych, dostarczanych za pomocą latających robotów, potraktowana byłaby jako odkurzanie zapomnianej historii science fiction. Tymczasem w zeszłym roku Amazon oficjalnie potwierdził używanie dronów w swojej sieci konsumenckiej. Przykładów jest znacznie więcej. Wszystkie wskazują na jedno: nie ma odwrotu od mariażu między wojskiem a techniką i chyba dzisiaj nie ma lepszego przykładu na potwierdzenie tej tezy, jak właśnie samoloty bezzałogowe, których od paru lat, także w Polsce, z powodzeniem używamy do kręcenia filmów, spotów reklamowych czy pilnowania spokoju na stadionach sportowych.

Co więcej, parę miesięcy temu SpaceX, firma wizjonera Elona Muska, który ostatnio zaszokował świat najnowszym modelem samochodu z fabryki Tesli, w prasowym komunikacie poinformowała o planach organizacji bezzałogowego lotu na Marsa. Już w 2018 r. technologia lotów bez pilota upowszechni się na naszych oczach. Byłoby bardzo dziwne, a nawet trochę niepokojące, gdyby nie chciało z niej skorzystać wojsko, bez względu na szerokość geograficzną. Istotne jest także to, że bezzałogowe samoloty nie są atutem tylko kilku korporacji.

To już część krajowych produkcji. Przykładem jest Ukraina, gdzie tamtejsza armia na początku kwietnia odebrała pierwszy bezzałogowy system złożony z modułu sterowania i komunikacji oraz trzech dronów. Za wszystkim stoi koncern Ukroboronprom, który pilotował specjalny program, a wzięły w nim udział ukraińskie firmy i Politechnika Kijowska. Już są kolejne zamówienia, a te zrealizowane przeznaczane są na tereny, na których ciągle toczy się walka przeciwko separatystom.

Może bezzałogowe systemy staną się częścią wyposażenia batalionów NATO, które miałyby stacjonować w Polsce i krajach bałtyckich w ramach wzmocnienia wschodniej flanki Sojuszu Północnoatlantyckiego? Decyzja powinna zapaść podczas lipcowego szczytu NATO w Warszawie. Chociaż nie wolno zapominać o wyborach prezydenckich w USA, które odbędą się w listopadzie. Ciągle nie wiadomo, czy następca Baracka Obamy będzie równie skory do wysyłania swoich żołnierzy do innych krajów. Nawet tych zaprzyjaźnionych, choćby na papierze.

Ameryka kontra Rosja

Rozstrzygnięcia dotyczące gospodarza Białego Domu z pewnością nie wpłyną na stopień modernizacji amerykańskiej armii. Najpóźniej w 2018 r. na jej wyposażeniu znaleźć się ma 19 samolotów bezzałogowych General Atomics MQ-1C Improved Gray Eagle. Wartość kontraktu to 120 mln zł, ma być zrealizowany za dwa lata, we wrześniu. Nowa wersja tych dronów ma mocniejszą konstrukcję i potężniejszy silnik (moc 205 KM). Ze względu na możliwość wzięcia o 50 proc. więcej paliwa długość lotu w tym zakontraktowanym modelu wynosi aż 23 godz. Starsze wersje cały czas wykorzystywane są na terytoriach zmagań z Państwem Islamskim (Irak, Syria).

Jeszcze w tym roku amerykańska marynarka wojenna ma testować system, który może w ogóle zmienić nasze myślenie o zbrojnym sposobie rozwiązywania konfliktów. Mowa o projekcie Locutus, czyli Szarańczy, którego fundamentem jest założenie organizowania ataków przez sporą ilość małych, rzecz jasna bezzałogowych samolotów. US Nevy już w wakacje ma przetestować grupę 30 takich modeli. Co ciekawe, taki rój traktowany jest jako jedna całość i w ten sposób także sterowany. Na łamach magazynu „Wired” dobrze tłumaczy to Stephen Crampton, przedstawiciel brytyjskiego konsorcjum Swarm System, specjalizującego się w tego typu technologii.
 „Ma (ów rój – przyp. red.) misję do wykonania i sam rekonfiguruje się w taki sposób, że gdy jeden dron zostaje wyeliminowany, pozostałe autonomicznie zmieniają swoje zachowanie, by zrealizować zadanie” – wyjaśnia.

Ponieważ, jak uważa większość obserwatorów polityki zagranicznej, jesteśmy świadkami jakby odrodzenia czasów zimnej wojny (bezsprzecznie do nowego rozdania stosunków USA–Rosja dojdzie po listopadowych wyborach w Chacie Wuja Sama), nie dziwi fakt, że owa technologia jest na równi wykorzystywana po obu stronach, cały czas na szczęście jednak propagandowych barykad. Dla rosyjskiej armii ten rok rozpoczął się debiutem bezzałogowych maszyn latających Tachion, przeznaczonych głównie do funkcjonowania w trudnych warunkach, przy niskiej temperaturze. Testowanie sprzętu i szkolenie zaplanowano w Armenii. Dron sterowany jest silnikiem elektrycznym. Ma rozpiętość 2 m i długość 0,61 m. Może się poruszać z prędkością maksymalną 120 km/h i przelotową 65 km/h. Rosyjskie ministerstwo obrony chce je wykorzystywać na wysokości od 50 do 4 tys. m i przy temperaturach od -30 do +40ºС.

Inni nie pozostają w tyle

Na innych w tym względzie absolutnie nie ma zamiaru oglądać się Europa. Bodaj najbardziej znamienitym przykładem, i chyba też najdroższym, jest projekt realizowany tak naprawdę od 2010 r., obecnie wchodzący w decydującą fazę, mogącą skutkować zorganizowaniem jeszcze w tym roku pierwszych demonstracji. Mowa o wspólnym, wartym 2,1 mld dolarów projekcie Wielkiej Brytanii i Francji bezzałogowca bojowego w ramach programu Future Combat Air System (FCAS).
Ten najnowocześniejszym system w klasie – o ile wierzyć zapowiedziom francuskich i brytyjskich polityków – będzie wyposażony m.in. w ograniczoną autonomię działania. Tak naprawdę projekt jest efektem współistnienia dwóch odrębnych realizacji: francuskich nad dronem Dassault nEUROn oraz brytyjskich badań nad bezzałogowcem BAE Systems Taranis.

Szansę dla siebie w tej całej koniunkturze wróżą firmy technologiczno-rozwojowe. Doskonale było to widać chociażby podczas wystawy UMEX 2016 w Indiach. Jedną z bezzałogowych rewelacji pokazała portugalska grupa Tekever – samolot AR3 NET RAY. Rozpiętość skrzydeł 3,20 m, długość 1,45 m. Waży zaledwie 14 kg, a sam może przenosić ładunek o masie maksymalnie 8 kg. Pełne obciążenie dla portugalskiego drona to czas pracy ok. 10 godz. 
Propozycja skierowana jest głównie do operatorów mniejszych i większych statków, które w ten prosty teraz sposób mogą znacznie poszerzyć pole swojego widzenia. Wykorzystywany z powodzeniem może być również w pełnym rozumieniu ochrony brzegowej – na Morzu Śródziemnym.

Systemy obrony

Rozkwit wręcz dronowej technologii w armiach na całym świecie zdeterminował też pracę nad odpowiednimi systemami, mogącymi z kolei przed bezzałogowym zagrożeniem bronić. Warto w tym miejscu przywołać jeszcze raz amerykańską Szarańczę. Obecnie funkcjonujące systemy obrony powietrznej przygotowane są na walkę z kilkoma jednostkami w jednym czasie. A co w przypadku roju właśnie, składającego się z kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset jednostek? Wynik takiej konfrontacji raczej łatwo przewidzieć.

Co więcej, w przypadku amerykańskiego Locusta mówi się – i to jak najbardziej poważnie – o budowaniu stacji dokujących dla dronów, gdzie te mogłyby uzupełniać paliwo i broń. Wtedy atak takiej „chmary” jest prawie bezustanny. Idąca za rozwojem całego przemysłu bezzałogowców modernizacja przede wszystkim samego myślenia o obronie przeciwlotniczej wymusza konkretne rozwiązania, już podejmowane przez poszczególne firmy. Przykład nam bliski, bo ze strony naszego zachodniego sąsiada. Niemcy mocno pracują nad systemem HPEM, który ma być skuteczną obroną przeciwko bezzałogowym jednostkom, tym sterowanym zarówno drogą radiową, jak i satelitarną. Inżynierowie koncentrują się na elektronice.

Te drony, które byłyby w strefie oddziaływania systemu, poddano by takim impulsom, które skutecznie uniemożliwiałyby kontynuowanie założonej misji. Po prostu drony zmuszone byłyby w takiej strefie wylądować. Co istotne, system miałby zdolność neutralizowana nie tylko pojedynczych jednostek, lecz także całych grup. Konstruktorzy zapewniają, że siłę impulsu elektromagnetycznego, na którym opiera się cała technologia, będzie można bez przeszkód dostosowywać do zakładanych wymogów.

Na uwagę zasługuje również międzynarodowy program Ageles, pilotowany przez Francję. Jego fundamentem jest wykorzystanie radaru Thaes Squire, który wykrywa nawet najmniejsze drony z odległości ok. 6 km i jest w stanie odróżnić je od innych latających obiektów, takich jak chociażby ptaki.
Z kolei Brytyjczycy, prężąc z dumy piersi, już rok temu zaprezentowali światu system AUDS (Anti-UAV Defence System). Potrafi on sporo, a przede wszystkim w promieniu 8 km wykryć, śledzić oraz neutralizować wszelkiego rodzaju drony.

Drony a sprawa polska

Jak na tym tle prezentuje się Polska? Do końca – niestety – nie wiadomo. Ciągle jeszcze trwa korekta nowego szefostwa Ministerstwa Obrony Narodowej względem poprzedników. Według zapowiedzi jeszcze starej ekipy Polska nie zamierzała przespać boomu na bezzałogowce i też chciała nimi mocno zmodernizować armię. Do 2026 r. ma do nas w sumie trafić 350 takich samolotów. Do końca 2017 r. – 15 sztuk, kolejne w transzach w latach 2022 i 2026.
Plan jest, jego realizacja – ciągle otwarta. Stąd na początku kwietnia wizyta w Izraelu Antoniego Macierewicza, obecnego szefa MON. Właśnie trwające postępowanie dotyczące zakupu dronów wojskowych było głównym celem rozmów z tamtejszymi politykami, w tle baz lotniczych w Palmachim i Sde Dov.

Ciągle jednak trudno wskazać konkretnego dostawcę bezzałogowców dla polskiej armii. Po stronie polskiego przemysłu nie ma zdolności samodzielnego wykonania takiego systemu. Systemy te są dostępne tylko w umowach międzyrządowych. Chodzi o stronę amerykańską i Izrael. Do ministra obrony narodowej zostały skierowane dokumentu w tej sprawie i w najbliższym czasie będziemy rozstrzygać, z którym państwem podpiszemy umowę. Oczywiście będzie się to wiązało z transferem technologii uważa gen. bryg. dr Adam Duda z Inspektoratu Uzbrojenia MON.

Polskiej armii nie po drodze z polską technologią, ale nie zawsze i wszędzie, także w przypadku bezzałogowców.

Wszak co najmniej kilkanaście rodzimych sztuk już z powodzeniem służy nad Wisłą. To zasługa inżynierów z Gliwic, gdzie kilka lat temu naukowcy z wydziału automatyki i informatyki Politechniki Śląskiej rozpoczęli współpracę z fachowcami z WB Electronics – prywatnej firmy z sukcesami działającej w branży zbrojeniowej. Stworzony dzięki temu „związkowi” FlyEye jeszcze nie tak dawno był typowany na kandydata do złamania hegemonii amerykańskiej i izraelskiej w tej dosyć młodej, ale bardzo dynamicznie rozwijającej się branży. Samolot z Gliwic waży ledwie 11 kg. Może pracować w powietrzu do 3 godz. Tyle w dużym skrócie wersja sprzed lat. Z pewnością w tym okresie powstało wiele udogodnień i usprawnień.

I jeszcze jeden przykład, wskazujący, że dalekie spojrzenie MON-u w stronę USA i Izraela to jednak nadal polityka niż konieczność czy brak alternatywy.

Zaawansowane prace nad samolotem bezzałogowym prowadzone są od lat także w Mielcu. Tu mamy do czynienia ze współpracą między firmą Eurotech a specjalistami z Politechniki Rzeszowskiej oraz Wojskowym Instytutem Technicznym Uzbrojenia z Zielonki. Tak powstał Imitator Celu Powietrznego MJ-7 Szogun.

Ale nie tylko. Innym rozpoczętym tu projektem były prace związane z budową platformy bezzałogowej o roboczej nazwie E-310. Startuje z wyrzutni, ląduje na spadochronie. Po złożeniu transportowana jest w niewielkiej skrzyni, posiada otwarty interfejs oprogramowania zarządzającego, pozwalający na integrację z innymi systemami. Osiąga prędkość 120-160 km/h, pułap lotu na wysokość 5 tys. m, promień działania obejmuje 150 km. 
Nie jest więc tak źle z naszym rodzimym przemysłem samolotów bezzałogowych.

Tutaj wreszcie doszło do tego, o co zabiegamy od lat nie tylko w armii.

Oczywiście chodzi o współpracę na linii biznes–nauka. I być może wielka polityka i tak wygra. Ważne, że kiedy nowa gałąź ewidentnie rośnie, Polacy nie śpią, co im się już wcześniej wiele razy zdarzało.
Nie ma wątpliwości, że samoloty bezzałogowe to przyszłość. Więcej, bezpośredni udział człowieka w rozwiązywaniu konfliktów będzie w następnych dziesięcioleciach systematycznie spadał. Rozwój technologiczny nie pozostawia złudzeń. Trzeba być przygotowanym na takie wyzwania.

Dobrze byłoby też nie popełniać innych błędów, kiedy angażowaliśmy się w spory nie do końca nas dotyczące, w zamian za obiecywane w przyszłości profity, jak chociażby obecność Polaków w Iraku (ówczesny rząd Leszka Millera od początku w tym względzie wspierał administrację Georga Bush’a, w kraju tłumacząc same gospodarcze korzyści z tego płynące). Wtedy skończyło się – niestety – głównie na propagandzie, a polskie firmy mogły obejść się smakiem w przypadku zdecydowanej większość przetargów w ramach odbudowy Iraku.

Czy teraz może być podobnie, czy znowu zwiążemy się z międzynarodowymi korporacjami?

Wszystko na to wskazuje. Różnica jest taka, że ewentualne nie spełnione obietnice nie będą aż tak bolesne. Bo dzisiaj na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo. Ze zbyt dużej liczby stron jest ono zagrożone, by móc marudzić i wybierać. Nie wolno też zapominać, że wyposażenie polskiej armii w nawet najnowocześniejsze drony nie jest i nie będzie nigdy receptą na całe zło. To bardziej kwestia nie stania w miejscu, nie patrzenia, jak inni nam w tym konkretnym względzie uciekają w siną dal. Czasy do najspokojniejszych niestety nie należą.

Punktów zapalnych lub tych, które takimi mogą się stać, jest naprawdę wiele. Międzynarodowe sojusze to tylko jeden element układanki przeciwdziałania zagrożeniom. Bez własnej, silnej, dobrze wyposażonej armii wciskanie kolejnych „puzzli” nie ma najmniejszego sensu. Samoloty bezzałogowe to przykład, wskazanie kierunku, w którym podąża dzisiejszy przemysł zbrojeniowy. I bezpieczeństwo – szeroko rozumiane – też.

 

Pierwszy był latawiec

W historii aparatów latających bezzałogowych znawcy tematu raczej zgodnie wskazują na III w. p.n.e., kiedy to Chińczycy używali latawców, by wyznaczyć kierunek kopania podziemnych korytarzy, przechodzących na tyły wroga. Na Starym Kontynencie takiej techniki – służącą wtedy do przekazywania odpowiednich sygnałów – użyto w bitwie pod Hastings (1066 r.). Z kolei chcąc wskazać pierwszego przodka dzisiejszych dronów, trzeba palec skierować na Flying Bomb, testowaną przez Amerykanów już w 1917 r. Swoje zaawansowane prace w tym względzie prowadzili wtedy też Niemcy. Bezzałogowych samolotów bojowych zaś użyto pierwszy raz w 1944 r. – amerykańskie TDR-1 z ładunkiem wybuchowym kierowane były na japońskie okręty.

 

Fot. WITU (1), materiały prasowe (2)

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
dron
Kiedy nadchodzą Walentynki, znalezienie idealnego prezentu s...
Akademia Wojsk Lądowych
11 sierpnia 2021 r. miało miejsce uroczyste wręczeni...
polskie siły powietrzne
Siły powietrzne odgrywają jedną z ważniejszych ról w...
dron na prezent
Kiedy chcemy komuś podarować prezent często zastanawiamy się...
roje dronów
Armie świata dysponują skutecznymi środkami obrony przeciwlo...