Od niepamiętnych czasów ludzie coś żują – odruchowo, ze zdenerwowania, w zamyśleniu. Na przykład: żywicę, kawałek gałązki, trawę, liście, płatki kwiatów. Jak to brzmi w czasach tysiąca smaków gumy do żucia?
Co dziesiąty człowiek na naszej planecie żuje… betel. Wedle przekazów z pokolenia na pokolenie żucie betelu powodowało odkażenie przewodu pokarmowego, usuwało skutecznie pasożyty, orzeźwiało i powodowało jasność umysłu. Nie zapomnijmy jednak, iż przekaz międzypokoleniowy sprzed kilku setek lat może przeczyć rzeczywistości. A przecież betel znany jest od starożytności. Szczególną popularnością cieszył m.in. na Nowej Gwinei, i w Pakistanie.
Pod pojęciem betelu kryją się jednak dwie różne rośliny. Pierwsza to orzech betelu z palmy betelowej, a liść betelu można znaleźć na krzewie zwanym pieprzem betelowym. Mieszkańcy Grecji oraz Indonezji upatrywali w odpowiedniku przyszłej gumy do żucia doskonałego środka do czyszczenia zębów, a zarazem wierzyli w jej moc wybielania. Jak pisał Publiliusz Syrus w „Sentencjach” Aliena nobis, nostra plus aliis placent, co da się przetłumaczyć jako :” Nikt nie jest zadowolony z tego, co go spotyka i zawsze komuś czegoś zazdrości” – to można to także – trochę na wesoło – odnieść do stanu uzębienia.
Warto wspomnieć, że tajemniczy betel uznawany za czwartą najpopularniejszą używką obok alkoholu, nikotyny i kofeiny. Mało tego: smakosze dodają doń – w różnych proporcjach – odrobinę cukru, gałki muszkatołowej czy kardamonu.
Kilkaset lat wcześniej Indianie gustowali w kawałkach koagulatu jednego ze zwrotnikowych drzew owocowych – to on była namiastką kauczuku – „prawie” gumy do żucia. Już XVIII stała się przedmiotem handlu i wielu kupców nieźle się na niej dorobiło. Na początku XIX wieku zaczęto udoskonalać receptury i tworzyć nowe jej smaki oraz zapachy. Dodawano np. esencje truskawkowe czy malinowe. Około roku 1850 w sklepikach amerykańskich pojawił się produkt pod nazwą „Czysta guma świerkowa ze stanu Maine”, który przekonał do siebie nawet… zupełnie dotychczas nieprzekonanych.
Betel powoduje skutki ubocznie – np. raka jamy ustnej i może uszkodzić zęby. Zaczynają czernieć – i tu uwaga, pewna sprzeczność. Kopaliński w opowieściach o przedmiotach codziennego użytku poprzez wieki podkreślał, iż żujący betel sami sobie specjalnie czernili zęby… dla zachowania pewnego stylu i „elegancji”.
Elegancja elegancją – a przecież żujemy gumę by zachować.. elegancję świeżości. Kosmetyczka, która pochyla się nad klientką, stomatolog i rehabilitant – nad pacjentem, pani wychowawczyni – nad przedszkolakami. W innych sytuacjach – na randce, i na zebraniu, pod koniec dnia w pracy, w dziesiątkach innych okoliczności.
A gdy gumy do żucia nie ma pod ręką – bo w samym środku wakacji odpoczywamy na łące patrząc na wędrujące obłoki po niebie, to odruchowo bierzemy do ust źdźbło trawy i żujemy. Może dlatego, że całoroczne złogi zmęczenia trzeba „wyrzucić” z organizmu albo „przerzucić” na coś zewnętrznego? Żucie – trawy, koniczyny, czy gumy świetnie redukuje stres, na krótki wprawdzie czas – ale pomaga zapomnieć o głodzie, spalić trochę kalorii a nawet.. w ćwiczeniu koncentracji.
W niektórych krajach władze patrzą na gumę do żucia krzywym okiem. Przez długi czas na lotnisku w Singapurze funkcjonariusze sprawdzali dokładnie, czy przybysz z Europy nie miał przypadkiem w bagażach gumy do żucia. Gdyby jednak starannie ukrył ją, a potem wyjąłby ją i zaczął żuć w publicznym miejscu, natychmiast dostałby mandat. Władze Singapuru stawiają bowiem na oczyszczenie miasta z gum beztrosko przyklejanych – po spożyciu – na ławkach w parku, w windzie na lustrze, w autobusach, w punktach obsługi klienta.
W latach siedemdziesiątych XX wieku polskie dzieci kupowały na sztuki gumę z serii Kaczor Donald na sztuki i nie tyle dla smaku, co dla dołączonej doń historyjki z życia popkulturowych postaci, nim jeszcze pojęcie zamerykanizowanej popkultury weszło na trwałe do naszego języka. Konkurencyjną gumą była rodzima guma z serii „ Bolek i Lolek” o również nietrwałym smaku.Guma do żucia nieznanej marki pojawiała się w ustach jednego z młodych bohaterów kultowego serialu lat 70-tych „Stawiam na Tolka Banana” – Filipek namiętnie żuł gumę.
W ówczesnej szkole żucie gumy było pierwszą zapowiedzią formowania się pokolenia „burzy i naporu”, które przyszło na świat w latach 1965-1969. Najpierw żuto gumę tylko na przerwach, potem stała się symbolem uczniowskiej bezczelności – na złość nielubianemu nauczycielowi przylepiana za oparciem krzesła, pod ławką i pod tablicą.
Teraz jest idealna, praktyczna i działa ozdrowieńczo: wybielające gumy z aktywnym węglem, zwalczające haliozę, czyli przewlekle nieświeży oddech, a także wegańskie, bezcukrowe gumy z ksylitolem zawierające naturalne składniki gwarantują zabezpieczenie przeciw próchnicy zębów pomiędzy kolejnymi szczotkowaniami.
Marta Cywińska
Dodaj komentarz