Romuald Cichoń

Romuald Cichoń – wszystko w naszych rękach

Opublikowano: 16 marca 2016

Choć nasza klinika po 9 miesiącach osiągnęła pełną zdolność operacyjną, 3 lata trwało, zanim w środowisku quasi-politycznym pojawił się zalążek zaufania. Polska mentalność jest często najtrudniejszą barierą do pokonania – mówi dr hab. n. med. Romuald Cichoń, prezes, dyrektor naczelny Dolnośląskiego Centrum Chorób Serca „Medinet” Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej

Co oznacza dla państwa bezpieczeństwo, które zaowocowało tytułem „Bezpiecznego szpitala”?

Romuald Cichoń

dr hab. n. med. Romuald Cichoń

Romuald Cichoń – Ta sfera jest w kardiochirurgii szczególnie ważna, dlatego że tu powikłania mogą mieć znacznie poważniejsze konsekwencje niż w innych dziedzinach medycyny. Stąd trzeba stworzyć takie warunki, które nie odbiegają od światowych standardów, bo tego wymaga bezpieczeństwo pacjenta. Mówię tu o wyposażeniu oddziału, bo umiejętności kadry są oczywiste.

Na samym początku założyliśmy, że operacje wykonywane we Wrocławiu muszą być tak samo bezpieczne jak te przeprowadzane w Paryżu, Londynie, Berlinie czy jakiejkolwiek zachodniej metropolii. W kardiochirurgii dysponujemy niezwykle precyzyjnym narzędziem oceny klinik. Jako jedyna dyscyplina medyczna w Polsce prowadzimy tak dokładny system raportowania wyników, tzw. Krajowy Rejestr Operacji Kardiochirurgicznych. Niewątpliwie jest to czynnik motywujący, by porównywać się ze światem i dążyć do wyrównania poziomu świadczeń.

I jak wypada to spojrzenie na własne praktyki przez pryzmat światowych standardów?

Romuald Cichoń – Nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów, zarówno pod względem przygotowania kadry, jak i wyposażenia szpitala.

Jak szybko dokonuje się postęp w dziedzinie kardiochirurgii, zwłaszcza od czasu przełomowego zabiegu prof. Religi?

Romuald Cichoń – Moje pierwsze poważne spotkanie z kardiochirurgią było porażające. Prof. Religa, mój ówczesny szef, wysłał mnie na staż do Stanów Zjednoczonych. Akurat w tym czasie odbywał się doroczny zjazd Amerykańskiego Towarzystwa Kardio- i Torakochirurgii, której prezydentem był wówczas John Kirklin – legenda i współtwórca kardiochirurgii. Byłem świadkiem, jak ogłosił z mównicy koniec etapu pionierskiego w kardiochirurgii i przejście do oceny statystycznej działań.

Na szczęście prof. Kirklin mylił się sromotnie i mówię to z ogromną satysfakcją. Od tego czasu kardiochirurgia poczyniła gigantyczne postępy. Gdybyśmy zatrzymali się na ówczesnym etapie wiedzy i stosowanych technologii, śmiertelność wynosiłaby dziś 50–60 proc. Przez ostatnie 25 lat jednym z głównych wyznaczników rozwoju kardiochirurgii – ale również medycyny w ogóle – jest osiąganie takich samych lub lepszych wyników przy mniejszej inwazyjności, co wiąże się z szybszym powrotem pacjenta do normalnego życia.

Dzięki temu możemy dać szansę na nowe życie również pacjentom obciążonym innymi chorobami, co w tamtych czasach było praktycznie niemożliwe. Rozwinęła się cała małoinwazyjna kardiochirurgia, a postęp cały czas się dokonuje. Jestem przekonany, że przed tą dziedziną świetlana przyszłość. Oprócz zaawansowanej minimalizacji inwazyjności przed nami wciąż stoi otworem inżynieria genetyczna. To będzie niesłychanie ciekawa batalia, na samą myśl o niej bardzo się cieszę.

Romuald CichońMedinet był pierwszą niepubliczną placówką tego typu w Polsce. Jakie były jej początki i jak państwa osiągnięcia mają się do pierwotnych założeń?

Romuald Cichoń – W szpitalu, w którym do dziś prowadzimy działalność, już wcześniej istniał oddział kardiochirurgii dziecięcej, którego zespół kształcił się w Zabrzu, a my przyjeżdżaliśmy do Wrocławia pomagać. Kiedy w okresie przemian ustrojowych w Polsce zacząłem pracować w klinice w Niemczech, przyjechali do mnie koledzy z Wrocławia, donosząc, że przy obecnej liczbie wykonywanych zabiegów oddziałowi ze względów ekonomicznych grozi zamknięcie. Zaproponowałem, że znajdę inwestorów i nie dopuścimy do zamknięcia.

Przejęliśmy placówkę we własne ręce, żeby stworzyć od podstaw oddział, o jakim marzyliśmy. Szpital jest prywatny w sensie tytułu własności, natomiast pacjenci nie płacą ani złotówki, bo pracujemy w 100 proc. na podstawie kontraktów z NFZ. Wydaje mi się to uczciwe wobec osób starszych, które całe życie płacą składki i zasługują na bezpłatny zabieg. Jesteśmy jedynym na Śląsku ośrodkiem kardiochirurgii dziecięcej, w którym operujemy rocznie ok. 150 pacjentów.

W naszym szpitalu od początku działa oddział rehabilitacyjny, bo dużą wagę przywiązujemy nie tylko do wyniku operacji, lecz także do szybkiego powrotu pacjenta do zdrowia i do jego poczucia, że nie jest pozostawiony sam sobie. Stworzyliśmy też klub pacjenta, w którym spotykają się pacjenci po operacjach i dzielą się codziennymi problemami.

Jakie działania i inwestycje sprzyjają podnoszeniu jakości usług?

Romuald Cichoń – Tworząc prywatny ośrodek, założyliśmy, że musimy być uczciwi wobec pacjenta, gwarantując mu warunki leczenia na światowym poziomie, ale też wobec personelu, ponieważ to ludzie o wysokich kwalifikacjach, mający za sobą lata doświadczenia, a więc należący do nielicznej grupy – jestem im winien głęboki szacunek za zaufanie i ryzyko związane z przeniesieniem do innego miasta i podjęciem pracy w nowym tworze, który nie dawał gwarancji powodzenia.

Czuję się w obowiązku, by zapewnić im perspektywy na życie. I chyba nam się to udaje, bo fluktuacja w naszym zespole właściwie nie istnieje. Wreszcie postawiliśmy sobie za cel uczciwość wobec inwestorów, którzy wyłożyli na klinikę pieniądze. Udowodniliśmy, że szpital jest w stanie samodzielnie się utrzymać i odnotowuje pozytywne bilanse.

Z pana wypowiedzi wynika, że sukces szpitala w dużej mierze opiera się na ludziach.

Romuald Cichoń – Jest takie angielskie powiedzenie: „Walls don’t work”, czyli „Ściany nie pracują”, które mówi wszystko. Co z tego, że będę stał na czele hipernowoczesnej placówki, jeśli nie będę miał zgranego zespołu fachowców? Wszystko sprowadza się do znalezienia zdolnych ludzi, chętnych do pracy i stale głodnych nowej wiedzy i kolejnych doświadczeń.

Sądzę, że w Medinecie udało nam się stworzyć odpowiedni klimat – zespół przyjaciół, którzy mają taką wiedzę, że chylę przed nimi czoła. Najważniejsze w drodze do sukcesu jest jasne określenie ram, w których się funkcjonuje, i celów, do których się dąży. Trzeba uwierzyć, że wszystko leży w naszych rękach, a potem pozostaje cieszyć się wynikami.

Czy brak fachowców w środowisku jest dużym problemem dla dalszego rozwoju kardiochirurgii?

Romuald Cichoń – Tak, to problem naszej dziedziny praktycznie na całym świecie. W Polsce jest jedynie 35 ośrodków kardiochirurgicznych, kształcimy wciąż zbyt mało specjalistów.

Jakie są możliwości rozwoju i doszkalania w przypadku państwa placówki?

Romuald Cichoń – U nas ścieżka dokształcania przebiega wielopoziomowo. Mamy wszelkie certyfikaty Ministerstwa Zdrowia, które uprawniają nas do kształcenia lekarzy specjalizacji kardiochirurgicznej. Ponieważ postęp naukowy jest naszą ambicją, pracując u nas, członkowie zespołu doktoryzują się, regularnie publikujemy artykuły naukowe, prowadzimy koło studenckie, które należy do największych w kraju, nasi studenci odbywają praktyki w klinice kardiochirurgicznej w Niemczech.

Nauczony własnym doświadczeniem, zaprosiłem kolegów z innych krajów, autorytety w wąskich dziedzinach, którzy w ramach kontraktu operowali w naszym szpitalu, by nasz zespół mógł poznać kardiochirurgię jak najszerzej, bo w tej dziedzinie stosuje się różne narzędzia czy anestezję i nie zawsze wszystko się zazębia.

Co najbardziej przeszkadza państwu w dalszym rozwoju?

Romuald Cichoń – Nasza historyczna przeszłość, której konsekwencje odczuwamy do dziś. W efekcie w urzędach cały czas patrzy się na szpital prywatny jak na ośrodek drugiej kategorii –niepewny, oferujący gorszą jakość. Choć nasza klinika po 9 miesiącach osiągnęła pełną zdolność operacyjną, 3 lata trwało, zanim w środowisku quasi-politycznym pojawił się zalążek zaufania. Polska mentalność jest często najtrudniejszą barierą do pokonania.

Co czuje człowiek, który na co dzień ratuje innym życie?

Romuald Cichoń – Specyfika tego zawodu polega na tym, że każdy z nas codziennie zdaje egzamin. Jeśli się udaje, oczywiście czuje się przyjemne ciepełko, ale przeżywanie tych radości blednie w porównaniu z tym, ile znaczą dla nas porażki, kiedy nie zdołaliśmy pomóc pacjentowi. Te zostają w pamięci znacznie dłużej. Do tej pory nie mogę się przyzwyczaić do śmierci moich pacjentów.

Jak odebrał pan film „Bogowie”, którego historię zna pan od podszewki?

Romuald Cichoń – Poza tym, że zrobiono w nim ze mnie pajaca – takie prawo reżysera – odebrałem ten obraz bardzo osobiście. Dla mnie był to bardziej wzruszający dokument niż fabuła, bo tak rzeczywiście było. Tomasz Kot fantastycznie zagrał postać prof. Religi. Uczestniczyłem w przedstawionych wydarzeniach, widziałem i podzielałem pokazany entuzjazm oraz wiarę w to, że ten facet ma wizję i warto pójść za nim tak daleko, jak będzie trzeba. Zresztą m.in. na tym polegała wielkość prof. Religi, że potrafił nam tę wizję sprzedać i nas nią zarazić, mimo że wywrócił nam życie do góry nogami i film powinien nosić tytuł „Niewolnicy Boga” – byłoby to bardziej zgodne z prawdą.

Rozmawiał Mariusz Gryżewski

Udostępnij ten post:



  • Michał Pająk pisze:

    Romuald Antoni Cichoń (ur. 10 czerwca 1957[2]) – polski kardiochirurg, docent dr hab. nauk medycznych, lekarz, który jako najmłodszy w Europie (w wieku 29 lat) samodzielnie dokonał udanej transplantacji serca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Soczewki kontaktowe
Wybór odpowiednich soczewek kontaktowych jest kluczowym aspe...
radiofrekwencja mikroigłowa
Nazywana nieoperacyjnym liftingiem, polecana jako zabieg, kt...
batonik białkowy
Jakość odżywiania jest gwarantem dobrego samopoczucia, mocne...
Totalnym must have w szafie każdego mężczyzny powin...
aktywność fizyczna
Dni stają się coraz dłuższe, zza chmur odważniej wychyla się...