Najdroższe restauracje. Osiem momentów w warszawskiej Atelier Amaro – pierwszej polskiej restauracji, która otrzymała gwiazdkę Michelin – kosztuje 320 zł, czyli około 85 USD. To bodaj najdroższe danie, jakie można zamówić w naszym kraju. Istnieje również kilka polskich restauracji, które oferują odpowiednio przyrządzonego bażanta czy kaczkę w niewiele niższej cenie. Tak, to całkiem sporo. Ale te ceny są wręcz śmiesznie niskie, jeśli porównamy je z tymi, jakie dyktują najdroższe restauracje na globie.
Restauracja jest dość młoda – uruchomił ją znany hiszpański mistrz kuchni Paco Roncero. Lokal znajduje się w Hard Rock Hotel na wyspie Ibiza. W tej zawrotnej cenie blisko 2,000 USD oferuje ona kulinarne doznanie: trzygodzinne show, podczas którego gość otrzymuje do degustacji kilkanaście różnych przystawek, napojów i potraw. A to wszystko w specjalnej scenerii, przypominającej skrzyżowanie mostka kapitańskiego USS Enterprise (statek z serialu „Star Trek”), stołu konferencyjnego z sali posiedzeń zarządu globalnej korporacji wartej kilkadziesiąt miliardów dolarów i przestrzeni wirtualnej z filmu „Tron”.
Nazwa tej restauracji, znajdującej się w Wielkim Jabłku, pochodzi od imienia jej właściciela – Japończyka o nazwisku Masa Tamayaka. Jest on mistrzem sushi, tak bardzo popularnego w Warszawie. Kiedyś było tu taniej, ale po tym, jak krytyk kulinarny „The New York Times” podał w wątpliwość stosunek, jakości do ceny (miał na myśli to, że jednak jest zbyt drogo…), właściciel postanowił to zmienić. No i jest o wiele drożej. Klientów, podobno, nie brakuje. Choć nie ustawiają się w kolejkach.
Lokal znajduje się w budynku, w którym niegdyś funkcjonowała mennica. Stąd nazwa. I ceny. Widok na Luwr oraz Pont Neuf to taki mały, ale jakże przyjemny dodatek do doskonałej kuchni. Podana cena (525 USD) dotyczy 18-daniowej uczty „Innovations and Inspirations”, podczas której można spróbować grillowanego homara i zupy kalafiorowej z truflami. Ale spokojnie, da się zjeść także coś za mniej niż 100 USD.
To lokal z tradycją. I dziadek, i ojciec właściciela i szefa kuchni – którym jest Kunio Tokuoka – prowadzili ten biznes. Jak widać, z sukcesem. Najdroższa pozycja w karcie to uczta, składająca się z 10 różnych dań.
Coś na wzór hiszpańskiej Sublimotion. Problem w tym, że uruchomione dwa lata wcześniej. Pomysłodawca, Paul Pairet, dopracowywał swój pomysł od 1996 roku. I stworzył kulinarne doznanie, pieszczące zarówno podniebienia, jak i uszy (muzyką). Wystrój niemal jak w Sublimotion… Ale o procesie o plagiat nic nie słychać…
Powiedzmy sobie szczerze: dla wielu osób odwiedzających świątynię hazardu cena, jaką dyktuje ta restauracja za najdroższe danie, wcale nie jest szokująca. Aby wytrzymać w środku, trzeba mieć iście amerykański gust – ten wielki, kryształowy żyrandol w czarno-biało-fioletowym wnętrzu… No cóż, mogło być gorzej – wnętrze mogło być różowe, a na ścianach mogły wisieć zdjęcia gwiazdek śpiewających do kotleta i żetonów… Uff.
Teraz już wiadomo – Paryż ma dwie spośród dwunastu najdroższych restauracji na świecie. No cóż, miasto miłości i gwiazd kina, mody i kuchni. Nie mogło być inaczej. Pałacowo – futurystyczny wystrój ma coś w sobie. No i ten ser. I wyśmienite desery. I w cenie zawsze dwie lampki wina! Uwaga – tego nie ma u konkurencji (napoje i alkohol zazwyczaj nie są wliczone w cenę…)! „Normalny” zestaw lunchowy można otrzymać „już” za 210 USD.
No i Paryż po raz trzeci. Alain Passard prowadzi restaurację pewną i twardą ręką, utrzymując jakość na bardzo wysokim poziomie już od 20 lat. W 1996 roku L’Arpège otrzymała trzy gwiazdki od Michelin i wciąż je ma. Menu degustacyjne – które zawiera legendarne już zmiennocieplne jajo – jest dostępne również w wersji dla wegetarian (za 315 USD).
Lokal ten stworzył Hiro Urasawa, którego mistrzem był Masa Tamayaka (właściciel nowojorskiej Masa). Ceny, co prawda nie tak wygórowane, jak u mistrza, ale dostać się jest o wiele trudniej – wewnątrz jest ledwie 10 miejsc. Bez rezerwacji dokonanej z kilkudniowym wyprzedzeniem nie ma szans na konsumpcję.
W 2007 roku Anne-Sophie Pic została czwartą kobietą w historii, która otrzymała trzy gwiazdki Michelin. Poszła w ślady ojca i dziadka. Oni także karmili w Maison Pic. Szkoda, że – jak to zwykle bywa – wystrój jest butikowy. To już staje się trochę nudne…
Obiad z widokiem na Central Park? Bezcenne. Za wszystko inne zapłacisz kartą. I to słono. Czy to się opłaca? Według krytyka kulinarnego “The New York Times”, Pete’a Wells’a: nie. A nawet: NIE (chodzi o tak stanowczo, donośnie, dobitnie wypowiedziane „nie”). No coż, jeśli ktoś ma około 325 USD, z którymi nie wie, co zrobić, może iść do Per Se i się przekonać – o obiektywizmie dziennikarzy „NYT”.
Rzutem na taśmę Nowy Jork remisuje z Paryżem 3:3. Dzięki malutkiej restauracyjce Chef’s Table at Brooklyn Fare (18 krzeseł). Wystrój jak w kuchni u przyjaciół. Dostać się tam niezmiernie trudno. Menu zmienia się codziennie. Dba o to César Ramirez. Proponuje on mix kuchni japońskiej i francuskiej. A także wino z dość pojemnej piwnicy (około 3 tys. butelek). W restauracji nie trzeba zostawiać napiwku. To dobrze, że zostanie coś na metro…
Tanio jak tanio. W barze mlecznym to jest tanio. Polecam w Krakowie
8ooo – to ja muszę zasuwać cały miesiąc by zjeść obiad. Chory ten świat
Jest juz druga restauracja w Warszawie z gwiazdka Michelin ciekawe tylko jakie tam sa ceny…
Jaka? Gdzie?
Dymanie ludzi.
A ci dymaja innych i tak sie to toczy.
Im wiecej ukradniesz, tym wiecej cie okradna.
Zawrotne te ceny…u Amaro tanio;)