Mała krówka dużo słodyczy daje

Opublikowano: 6 grudnia 2017

Klasyka nie wychodzi z mody. Potwierdza to fenomen mlecznej krówki, która od blisko wieku urzeka kolejne pokolenia i przypomina sens hasła: „Dobre, bo polskie”. Oczywiście ręcznie robiona, bo tylko taka ma smak tradycji.

Sklepowe półki uginają się pod ciężarem słodyczy. Batoniki, pierniki, markizy, wafelki, ciastka lukrowane i przekładane – istny raj dla łasuchów, tych małych i dużych, którzy w słodyczach widzą sposób na umilenie sobie codzienności. Tymczasem wystarczą trzy składniki, by wyczarować cukierki inne niż wszystkie, ujmujące swą słodyczą i prostotą.

Masło, cukier i mleko, długo gotowane na masę o idealnej konsystencji, tworzą słodycze niezwykłe, bo oprócz wyjątkowego mlecznego smaku mają tradycję, która kultywowana jest do dziś.

Któż bowiem nie pamięta z dzieciństwa mlecznej słodyczy z niecierpliwością wydobywanej z papierka ozdobionego wizerunkiem krówki? To do tych nieco zapomnianych, a często wspominanych z sentymentem smaków wracamy najchętniej, bo żadne inne słodycze z kuszących obfitością półek sklepowych nie dadzą nam tego, co da krówka – powrotu do najmłodszych lat i smaków młodości.

Najlepsza krówka powstaje z długo gotowanej masy i kryje w twardszej skorupce ciągnące wnętrze.

To ideał zgodny z pierwowzorem, który wymyślił i zaczął wytwarzać w 1921 r. Feliks Pomorski. Już od dziecka uczył się sztuki cukiernictwa u wuja w Żytomierzu, a w latach 30. XX w. prowadził fabrykę słodyczy w Poznaniu. Już wtedy krówka widniejąca na papierku owijającym ciągutkę dała nazwę cukierkom, które zawojowały kraj. W czasie okupacji Pomorski został wysiedlony i zaczął wytwarzać krówki w Milanówku. Nawet pożar zakładu i późniejsze upaństwowienie nie stanęły krówce na drodze do popularności – na pewnym etapie Feliks Pomorski zaczął wytwarzać krówki… w ogrodzie swojego domu. To najlepszy dowód, że sukces nie potrzebuje wielkich nakładów, wyszukanych surowców i wielkich przestrzeni, a dobry produkt sam się broni.

Krówki stały się marką samą w sobie, a Milanówek cały czas kojarzy się z tradycyjnym smakiem mlecznej słodyczy, odtwarzanym według oryginalnych receptur przez spadkobierców tradycji. Najpierw syna Feliksa Pomorskiego Leszka, a obecnie jego wnuka Piotra, który kieruje Wytwórnią Cukierków L. Pomorski i Syn.

Swój zakład ma też w Milanówku Konstancja Dołęga-Dołęgowska – pasierbica Leszka Pomorskiego, która postanowiła zrobić z legendarnej marki nietuzinkowy upominek reklamowy. Od dziecka była obecna przy produkcji ciągutek, a lata obserwacji słodkiej masy bulgoczącej w kotle, cięcia apetycznych kostek i ręcznego zawijania ich w papierki nie poszły w las. Dziś jest ekspertką od krówek i w ciemno rozpozna tę, która została wykonana z poszanowaniem tradycji, a tym samym godnie reprezentuje smak, jaki Polacy uwielbiają od dziesiątek lat.

Lata doświadczeń pozwalają stwierdzić, że krówka ma za dużo cukru (jest wtedy zbyt krucha) albo za krótko się gotowała (jest zbyt jasna), a w biznesie liczy się każdy szczegół.

Jednak wiedza i umiejętność odtworzenia idealnej krówki okazały się dla Dołęgi-Dołęgowskiej niewystarczające. Postanowiła pójść o krok dalej i ubrała krówki w atrakcyjne „wdzianka”. W efekcie tradycyjne ciągutki „przyodziane” w kolorowe szaty z logo wykonane na zamówienie trafiają do firm, żeby przez żołądek trafić do serc klientów, do Urzędu Miasta Milanówka, gdzie promują lokalne rzemiosło, a nawet do Pałacu Prezydenckiego i MON, gdzie podbijają kubki smakowe władz oraz najwyższych rangą dostojników.

Imperium Feliksa Pomorskiego nie tylko przetrwało, ale wspaniale się rozwija.

Twórca krówki doczekał się wielu naśladowców. Ich wyroby smakują równie dobrze jak pierwowzór z Milanówka. Słodka masa bulgocząca w kotle stygnie i gęstnieje. Ludzkie ręce nadają jej dobrze znaną fanom krówek formę i zawijają karmelowe bryłki w papierki. Proste? Genialne w swej prostocie. Można powiedzieć: czary z mleka, okraszone sercem, jakie wkłada człowiek, mieszając masę, formując ciągutki, zawijając je.

Może są wtedy niedoskonałe, ale za to takie, jak w latach 30., kiedy Feliks Pomorski dał „życie” krówce bez sztucznych aromatów, konserwantów, barwników, tańszych odpowiedników cukru i tłuszczu, za to idealnie ciągnące i… pociągające. Sam twórca krówki nie przypuszczał, jak zawrotną karierę zrobi jego ciągutka, a ta dotarła pod strzechy i na salony, a nawet pod prezydenckie dachy. Doczekała się wielu wariantów, ale to mleczna klasyka ma najwięcej zwolenników w każdym wieku. Ta nigdy się nie starzeje.

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *