Sklepowe półki uginają się pod ciężarem słodyczy. Batoniki, pierniki, markizy, wafelki, ciastka lukrowane i przekładane – istny raj dla łasuchów, tych małych i dużych, którzy w słodyczach widzą sposób na umilenie sobie codzienności. Tymczasem wystarczą trzy składniki, by wyczarować cukierki inne niż wszystkie, ujmujące swą słodyczą i prostotą.
Któż bowiem nie pamięta z dzieciństwa mlecznej słodyczy z niecierpliwością wydobywanej z papierka ozdobionego wizerunkiem krówki? To do tych nieco zapomnianych, a często wspominanych z sentymentem smaków wracamy najchętniej, bo żadne inne słodycze z kuszących obfitością półek sklepowych nie dadzą nam tego, co da krówka – powrotu do najmłodszych lat i smaków młodości.
To ideał zgodny z pierwowzorem, który wymyślił i zaczął wytwarzać w 1921 r. Feliks Pomorski. Już od dziecka uczył się sztuki cukiernictwa u wuja w Żytomierzu, a w latach 30. XX w. prowadził fabrykę słodyczy w Poznaniu. Już wtedy krówka widniejąca na papierku owijającym ciągutkę dała nazwę cukierkom, które zawojowały kraj. W czasie okupacji Pomorski został wysiedlony i zaczął wytwarzać krówki w Milanówku. Nawet pożar zakładu i późniejsze upaństwowienie nie stanęły krówce na drodze do popularności – na pewnym etapie Feliks Pomorski zaczął wytwarzać krówki… w ogrodzie swojego domu. To najlepszy dowód, że sukces nie potrzebuje wielkich nakładów, wyszukanych surowców i wielkich przestrzeni, a dobry produkt sam się broni.
Swój zakład ma też w Milanówku Konstancja Dołęga-Dołęgowska – pasierbica Leszka Pomorskiego, która postanowiła zrobić z legendarnej marki nietuzinkowy upominek reklamowy. Od dziecka była obecna przy produkcji ciągutek, a lata obserwacji słodkiej masy bulgoczącej w kotle, cięcia apetycznych kostek i ręcznego zawijania ich w papierki nie poszły w las. Dziś jest ekspertką od krówek i w ciemno rozpozna tę, która została wykonana z poszanowaniem tradycji, a tym samym godnie reprezentuje smak, jaki Polacy uwielbiają od dziesiątek lat.
Jednak wiedza i umiejętność odtworzenia idealnej krówki okazały się dla Dołęgi-Dołęgowskiej niewystarczające. Postanowiła pójść o krok dalej i ubrała krówki w atrakcyjne „wdzianka”. W efekcie tradycyjne ciągutki „przyodziane” w kolorowe szaty z logo wykonane na zamówienie trafiają do firm, żeby przez żołądek trafić do serc klientów, do Urzędu Miasta Milanówka, gdzie promują lokalne rzemiosło, a nawet do Pałacu Prezydenckiego i MON, gdzie podbijają kubki smakowe władz oraz najwyższych rangą dostojników.
Twórca krówki doczekał się wielu naśladowców. Ich wyroby smakują równie dobrze jak pierwowzór z Milanówka. Słodka masa bulgocząca w kotle stygnie i gęstnieje. Ludzkie ręce nadają jej dobrze znaną fanom krówek formę i zawijają karmelowe bryłki w papierki. Proste? Genialne w swej prostocie. Można powiedzieć: czary z mleka, okraszone sercem, jakie wkłada człowiek, mieszając masę, formując ciągutki, zawijając je.
Może są wtedy niedoskonałe, ale za to takie, jak w latach 30., kiedy Feliks Pomorski dał „życie” krówce bez sztucznych aromatów, konserwantów, barwników, tańszych odpowiedników cukru i tłuszczu, za to idealnie ciągnące i… pociągające. Sam twórca krówki nie przypuszczał, jak zawrotną karierę zrobi jego ciągutka, a ta dotarła pod strzechy i na salony, a nawet pod prezydenckie dachy. Doczekała się wielu wariantów, ale to mleczna klasyka ma najwięcej zwolenników w każdym wieku. Ta nigdy się nie starzeje.
W składzie krówek jest syrop skrobiowy 🙁