Gruzja co warto zobaczyć

Gruzja – co warto zobaczyć w tym kraju?

Opublikowano: 24 czerwca 2018

Jako zwykły turysta, który zagraniczne kraje odwiedza raz, dwa razy w roku, na wakacyjny wyjazd urlopowy wybieramy przeważnie Chorwację, Grecję lub Hiszpanię. Ewentualnie kraje nieco dalsze: Egipt, Turecką Riwierę Śródziemnomorską lub Tunezję. Czyli kierunki sprawdzone przez tysiące osób, kraje, które pod względem pogody, plaż, ale również niezliczonych zabytków, nigdy nie zawodzą. Czy na równi z nimi można postawić Gruzję, czy też jest to miejsce tylko dla zapalonych podróżników? Czy Morze Czarne może konkurować ze Śródziemnym, a zabytki Tbilisi z zabytkami Rzymu? Mamy nadzieję, że lektura tych informacji napisana przez podróżnika, który wielokrotnie był we wszystkich wymienionych wyżej krajach, ale również Gruzję zjeździł wzdłuż i wszerz, przekona was do niej!

Dlaczego warto jechać do Gruzji?

Polskę i Gruzję w linii prostej dzieli ponad 2 tysiące kilometrów, jednak historycznie oba narody są sobie o wiele bliższe. Warto więc przekonać się, co łączy te tak oddalone od siebie kraje. Zwłaszcza, że Gruzini są otwartymi i bardzo gościnnymi ludźmi, narodem o szalenie ciekawej, wielowiekowej kulturze. A Polacy, co warto wiedzieć, cieszą się tam szczególną sympatią. O czym można przekonać się na każdym kroku. Szczególnie, gdy chociaż jako – tako mówią po rosyjsku, który jest tam powszechnie znany, zwłaszcza przez starsze i średnie pokolenie. Bo młode preferuje angielski. Przy okazji ważna informacja. Gruzja, w wersji anglosaskiej Georgia, to powszechnie przyjęta w świecie rosyjska nazwa tego kraju.

Ale sami Gruzini nazywają go Sakartwelo. Siebie zaś Kartlami. Kto z cudzoziemców o tym wie oraz wspomni mimochodem w rozmowie, od razu zdobywa dodatkowy szacunek i sympatię. Chociaż mieszkańcy jego poszczególnych krain i regionów stosują wobec siebie również inne nazwy, podobnie jak u nas Ślązacy, Kaszubi, Mazurzy, Podlasiacy, Wielkopolanie itp. Do Gruzji warto pojechać przede wszystkim, aby poznać ten kraj, jego mieszkańców i ich gościnność. Z wielu osobistych doświadczeń przytoczę dwa przykłady. Gdy na początku lat 60-tych ub. wieku uzyskiwałem uprawnienia pilota wycieczek zagranicznych, przed ruszeniem na trasy w innych krajach, trzeba było nabyć doświadczenia pilotując grupy turystów obcych po Polsce.

Gruzja

Jedną z nich była autobusowa gruzińsko – mordwińska, którą spotkałem w Terespolu i przez tydzień pilotowałem przez Warszawę – Kraków – Oświęcim i Wrocław do Kudowy Zdroju, skąd na następny tydzień jechali do Czechosłowacji. Gruzini bardzo odróżniali się od pozostałych uczestników. Byli wśród nich lekarze, inżynierowie, naukowcy i trochę przedstawicieli innych zawodów. Wszyscy pierwszy raz zagranicą, i to na „zachodzie”, którym dla Radzian, jak nazywaliśmy obywateli ZSRR różnych przecież narodowości, zawsze była Polska. Mimo lansowanego oficjalnie powiedzenia: „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica” (Kura to nie ptak, Polska to nie zagranica).

Z Gruzinami po Polsce

„Moi” turyści chłonęli to, co oglądali, niesłychanie emocjonalnie. Chociaż Gruzini przyjechali z kraju starszego od naszego o kilka wieków, ze starą kultura i mnóstwem cennych zabytków oraz bardzo wówczas, przynajmniej w skali ZSRR, zamożnego, bo w wina, koniaki oraz mandarynki, melony i inne owoce południowe zaopatrywali całe sowieckie imperium, już Warszawa zrobiła na nich ogromne wrażenie. A było to wówczas, w epoce Gomułki, po utracie przez społeczeństwo złudzeń związanych z październikowym (1956) społecznym buntem, miasto dosyć zapyziałe. Z odbudowaną Starówką, Traktem Królewskim, Łazienkami i Pałacem Kultury, bo pałacu w Wilanowie nie mieliśmy w programie. I niczym innym godnym uwagi. Kraków wręcz powalił ich.

Z kościoła Mariackiego nie chcieli dosłownie wyjść, patrząc na Ołtarz Wita Stwosza. – To nie może być prawdziwe, z drewna – reagowali nawet poważni, wykształceni ludzie. Bo w sakralnej sztuce gruzińskiej są wspaniałe freski, przepiękna snycerka ikonostasów i ram obrazów, ale rzeźba, poza kamiennymi detalami i dekoracjami świątyń, nie istnieje. Ukazał się wówczas numer popularnego miesięcznika „Polska” wydawanego głównie dla zagranicy w wersjach m.in. „Polsza” i „Poland”, z ogromnym, bogato ilustrowanym artykułem o tym ołtarzu. Zdobyłem dla nich kilka egzemplarzy, byli wniebowzięci, mówili: „no to znajomi chyba uwierzą nam, że taki skarb naprawdę istnieje w Polsce”.

A gdy dowiedzieli się, ze planuję wyjazd na urlop do Soczi, to usłyszałem: „jak nie przylecisz do nas do Tbilisi, to nie chcemy Cię znać”. Po przyjeździe do Soczi kupiłem więc w kasie Aerofłotu na dworcu morskim bilet i wysłałem telegram, kiedy przylatuję. Nie zdając sobie sprawy, że mogę wpakować się w niezłą kabałę. Taka podróż wymagała wówczas zgody osławionego OWIR-u – komórki KGB w komendach milicji, o niewiele mówiącej nazwie: „Oddział wiz i rejestracji” (cudzoziemców.). A ja byłem tam na wycieczce z wypoczynkiem nad morzem, na podstawie zbiorowej listy uczestników i polskiego dowodu osobistego starego wzoru, bez jakiegokolwiek śladu w nim, że legalnie przekroczyłem granicę.

Gościnność z bliska

Gospodarz, Tengiz, ordynator jednego ze szpitali oraz jego żona Mediko, dentystka, u których zatrzymałem się w Tbilisi, okazali mi niebywałą gościnność. Z udziałem zresztą większości pozostałych miejscowych uczestników wycieczki do Polski. Najpierw było tradycyjne powitanie w domu, z „setką” wybornego koniaku i „Sercem Gruzji”, czyli najlepszą częścią arbuza. Potem prawie 4-godzinna uczta na moją cześć z udziałem 12 osób, z których tylko jednej nie znałem, w słynnej restauracji na szczycie góry Mtacminda, z widokami na miasto. A po niej nocny wypad pod oświetlony klasztor Dżwari koło Mcchety.

Gruzja - widok na górskie szczyty

Rano „trzeźwienie” (bo trunków było mnóstwo, a ja, jako gość honorowy uczty, miałem w ręku tylko róg jakiegoś zwierzęcia, którego nie dawało się postawić, a stale mi dolewano najpierw wina, później koniaku) w starej przydrożnej gospodzie na przedmieściu, do której „od świtu ściągają ochlapusy z całego Tbilisi”.Aby przy talerzu zupy chaszi (coś w rodzaju naszych flaków, ale bardziej tłustej, z blisko 30 gatunkami ziół i pieprzu) oraz setce koniaku (bez niego nie dało się jej przełknąć, tak paliła) rzeczywiście skutecznie stanąć niemal natychmiast na nogi.

Później cały dzień zwiedzania atrakcji stolicy, z jakimś posiłkiem po drodze. Samochodem Tengiza, tylko ze zmieniającymi się co 2 -3 godziny kierowcami – przewodnikami, przyjaciółmi gospodarza, którzy „urywali się” z pracy. A koneksje mieli takie, że w np. w Muzeum Narodowym otwarto dla mnie sejfy abym mógł zobaczyć oryginały słynnych złotych antycznych skarbów, których kopie galwaniczne wystawione były w muzealnych salach. Wieczorem kolejna uczta, już bardziej kameralna, w mniejszym gronie, w domu gospodarzy.

A trzeciego dnia najwyższy zaszczyt: obiad u rodziców Tengiza, którzy znali mnie tylko z opowiadań. Starej, także dosłownie, gruzińskiej inteligencji i grona ich przyjaciół. Na porcelanie, ze srebrnymi sztućcami i pysznym, tradycyjnym domowym jedzeniem.  Wieczorem zaś premiera – otwarcie sezonu operowego, z „Daisi” Zakaria Paliaszwilego (gruziński odpowiednik naszej „Halki” Moniuszki), na którą bilety odstąpił „dla polskiego przyjaciela” wiceminister kultury, bo wyprzedane były już na wiosnę. Przyjaźń z częścią tamtych gruzińskich turystów przetrwała wiele lat.

I drugi, zaskakujący, przykład stosunku Gruzinów do Polaków. Podczas jednego z wyjazdów dziennikarskich do Gruzji zwiedzaliśmy pałacyk – muzeum księcia, generała i poety Aleksandra Czawczawadze (1786-1846), w którym niegdyś gościli m.in., Aleksander Gribojedow, Aleksander Puszkin, Michał Lermontow i Aleksander Dumas. Oprowadzająca nas kustosz nie pozwalała robić zdjęć, a zamierzaliśmy o nim napisać. Sprawa oparła się o dyrektora, który przyszedł i ku naszemu zdumieniu powiedział:

Proszę pani, przecież to są Polacy. Oni poparli nas i pomagali w naszym powstaniu (nieudanym, antyrosyjskim spisku) w 1832 roku! Niech fotografują, co chcą, mogą nawet zagrać na historycznym fortepianie. I jeden, czy jedna, już nie pamiętam, z uczestników, rzeczywiście na nim zagrał. Zrobiliśmy też mnóstwo zdjęć, również w piwnicy historycznej kolekcji win – bo ten region z nich słynie, wśród których był polski miód pitny z 1813 roku.

Wardzia - skalne miasto-klasztor

Ale nie tylko dla tego warto jechać do Gruzji.

Są tam także fantastyczne krajobrazy zarówno Kaukazu jak i Zakaukazia oraz czarnomorskiego wybrzeża. Na którym leżała przecież legendarna Kolchida, do której Jazon, jeden z bohaterów poematu Homera, popłynął z Argonautami po złote runo. Bogate jest dziedzictwo kulturalne Gruzji, z zachowanymi zabytkami architektury i sztuki od IV wieku n.e., a kamioennymi miastami nawet z epoki brązu. Różnorodna i bardzo smaczna kuchnia, świetne wina i koniaki, a dla znawców o mocnych głowach czacza – bardzo „krepkij” (50-70%) alkohol pędzony z wytłoków winogron.

Niezapomnianym przeżyciem bywa udział w tamtejszych tradycyjnych biesiadach z obowiązkowym tamadą – starostą stołu, wznoszącym toasty, które bywają całymi poematami lub anegdotami, zachęcającym do tego innych oraz z licznymi specjałami tamtejszej kuchni i piwniczek. Do Gruzji warto wybrać również dlatego, że z polskiego punktu widzenia jest to nadal całkiem tani kraj! Coraz więcej jest więc wycieczek do Kraju Kartlów organizowanych przez biura podróży – takie jak np. lidl-podróże.pl., Bezkresy itp.

Gruzja: dokąd zwłaszcza pojechać?

Wybór jest ogromny, miejsc zasługujących na bliższe poznanie są setki. Przede wszystkim Tbilisi, stolica kraju od ponad 15 wieków (!!!) i główny ośrodek polityczny, administracyjny, kulturalno-naukowy i turystyczny kraju. Oczywiście i okoliczny region, Mcchetia – Mtianetia, z odległą o około 20 km od Tbilisi, w górę rzeki Mtkwari, historyczną stolicą kraju, a zarazem kolebką gruzińskiego chrześcijaństwa – Mcchetą, klasztorem Dżwari (VI w.) na szczycie pobliskiej góry, nad ujściem, a właściwie połączeniem obu, rzeki Aragwi do Mtkwari. W północnej zaś części tego regionu górami Wielkiego Kaukazu.

Do którego prowadzi słynna Gruzińska Droga Wojenna z kilkoma ważnymi zabytkami – zwłaszcza klasztorem – twierdzą Ananuri oraz kościółkiem Smida Sameba ( Świętej Trójcy) na górze nad miasteczkiem Kazbegi, przełęczą Krzyżową (2395 m n.p.m.) oraz kurortem i centrum sportów zimowych Gudauri. Gruzja, to także, na jej zachodzie, czarnomorskie wybrzeże. Szczególnie warto pojechać tam do Batumi, stolicy autonomicznej republiki Adżarii przy granicy z Turcją. Legendarnego kurortu w czasach ZSSR, gdy przyjeżdżało do niego najwięcej turystów ze wszystkich krajów Związku.

Godnym odwiedzin rejonem jest także, granicząca z Azerbejdżanem i Federacją Rosyjską, Kachetia, nazywana gruzińską Toskanią ze względu na tamtejsze tradycje produkcji wina. Położone w niej są również słynne, zabytkowe monastery Bodbe, Ikalto, czy mniej znany Nekresi. No i dawna, historyczna stolica tego regionu, Gremi, z architekturą od XI wieku. A także 20-tysięczne miasto Telawi, również historyczna stolica Kachetii, ale w XVII – XVIII wiekach.

W Swanetii , zamieszkanej przez górali Swanów, koniecznie trzeba zobaczyć charakterystyczne wieże obronne i nacieszyć oczy pięknymi widokami na Szcharę (5193 m n.p.m.), najwyższy szczyt Gruzji. Zachodnia jej część, to legendarna antyczna Kolchida, współczesna Imeretia. A w niej jej historyczna stolica Aia, obecnie Kutaisi, z m.in. z zabytkową katedrą (XI w.) Bagrati. Miasto, do którego latają z Polski tanie linie lotnicze, dzięki czemu stało się w Polsce popularne. I monastyr Gelati założony w XI w przez króla Dawida I Budowniczego z jego grobem w bramie, po którym, zgodnie z wolą tego władcy, musi przejść każdy wchodzący oraz doskonale zachowanymi freskami z XII-XVIII wieku.

W Szida-Kartlii (Kartlii Wewnętrznej), z głównym miastem Gori, w którym urodził się Józef Stalin, a w średniowieczu przebiegał przez nie północny odcinek Wielkiego Jedwabnego Szlaku, drugą największą atrakcją jest skalne miasto Upliscyche założone w epoce brązu, a później siedziba gruzińskich królów.

Natomiast w Kwemo-Kartlia (Kartlii Dolnej), regionie graniczącym z Armenią, znajduje się jedna z najstarszych (V w.) katedr we wsi Kwemo Bolnisi (Dolnym Bolnisi). A na terenie dawnego miasta – twierdzy Dmanisi, odnaleziono szczątki „najstarszych Europejczyków” , jak nazywają je Gruzini, sprzed 1,8 mln lat, czyli homininów Homo georgicus.

Zaś w sąsiednim, od zachodu, regionie Samcche-Dżwachetia leży najsłynniejsze, ze względu na znaną wodę mineralną, gruzińskie uzdrowisko Borżomi oraz Park Narodowy Borżomi – Karagauli.

Gruzja co warto zobaczyć

Gruzja: co warto zwiedzić?

W Tbilisi, mieście położonym w malowniczych górskich dolinach nad rzeką Mtkwari, nazywaną przez Rosjan Kurą, trudno nie zakochać się od pierwszego wejrzenia. Fascynujący jest widok z lewego, niższego, ale też nie równinnego brzegu rzeki na wznoszącą się na wysokim prawym twierdzę Narikała i monumentalny pomnik Matki Gruzji oraz położoną na skalistych zboczach Starówkę. W wielu miejscach doprowadzoną w czasach komunistycznych do ruiny, ale obecnie pieczołowicie rewaloryzowaną, chociaż to zadanie jeszcze na lata.

Są tam świątynie kilku religii, głównie ortodoksyjnego Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego i Apostolskiego sprzed kilku – kilkunastu wieków. Ale i, dostępna tylko z zewnątrz, równie stara Czcicieli Ognia. Ponadto jedyny z zachowanych w stolicy, a w czasach, gdy kraj znajdował się pod władzą muzułmańskich zaborców było ich w Tbilisi kilkanaście, stary perski meczet. Poniżej niego zaś dzielnica słynnych podziemnych łaźni siarkowych, nazywanych po rosyjski baniami.

Ciekawa jest architektura Starówki, zwłaszcza odnowionych starych domów z rzeźbionymi balkonami i drewnianymi galeriami. Wspaniałymi punktami widokowymi są mury i baszty twierdzy Narikała na położone niżej Stare Miasto oraz jego przedłużenie na lewym brzegu rzeki z majestatycznym, wznoszącym się nad skalistym urwiskiem – brzegiem Mtkwari, tuż przy najstarszym w mieście moście, kościołem Metechi (Matki Bożej Metechskiej) z XIII wieku i stojącym obok niej konnym pomnikiem króla Wachtanga I Gorgasalego (440-502).

Za nimi dominującą katedrą ormiańską Eczmiadzyn, a niemal na horyzoncie, na wzgórzu, zbudowaną na przełomie XX i XXI wieku, ale w tradycyjnym, średniowiecznym stylu sakralnej architektury gruzińskiej, katedrą Cminda Sameba (Trójcy Świętej). Drugim takim miejscem widokowym jest szczyt Świętej Góry Mtacminda (727 m n.p.m.) Z położonym na nim i po jego południowej stronie parkiem kultury i wypoczynku. Zaś na zboczu od strony centrum, na dużej skalnej półce, kościołem Mama Dawiti (Ojca Dawida), wzniesionym na miejscu, w którym w VI w pustelniczą celę miał św. Dawid.

Obok tej świątyni położony jest niewielki Panteon Narodowy pisarzy, artystów oraz ludzi szczególnie zasłużonych dla kraju. Tbilisi, to także centrum z placem Wolności, pryncypialną aleją Szoty Rustaweliego z gmachami parlamentu, muzeów i innych budowli. Nowoczesny Most Pokoju, Park Europejski, Pałac Prezydencki oraz wiele innych ciekawych, chociaż nie zawsze zabytkowych obiektów, m.in. Teatr Marionetek. Gdy po kilku krótszych pobytach w gruzińskiej stolicy w przeszłości, postanowiłem, po kolejnym objeździe sąsiedniej Armenii, wpaść znowu do Tbilisi, aby tym razem spokojnie obejrzeć jej atrakcje, to tydzień na wszystkie mi nie wystarczył.

Chaczapuri - tradycyjna kuchnia gruzińska

Co jeszcze warto tam poznać i przeżyć?

Trudne pytanie, bo na poznanie już wymienionych miejsc, jedna, nawet dosyć długa podróż, nie wystarczy. Ale na pewno Lagodeski Park Narodowy i góry Kaukazu! Park leży u stóp gór i jest najstarszym obszarem chronionym w kraju. Spacer wśród starych lasów przypominających dżunglę, wodospadów i polodowcowych jezior dostarczy wielu wrażeń. Podobnie jak Kaukaz z górami Tuszetii na wschodzie oraz wspomnianym już wysokogórskim regionem Swanetia na zachodzie.

Gruzja z całą pewnością jest szalenie ciekawa, chociaż pełna kontrastów i w tym właśnie tkwi duża część jej uroku. Choć może wydawać się niemożliwe, Kraj Kartlów potrafi zaczarować odwiedzających silnej nawet niż Grecja, Włochy i Hiszpania! A kto już raz go, chociaż trochę pozna, zafascynowany nim, jego historią, kulturą i jego mieszkańcami, nie ograniczy się do jednej podróży. Bo naprawdę warto poznawać go dokładniej.

Cezary Rudziński

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij ten post:



  • Mirosław Kalinowski z ,,Trybuny Ludu'' było coś takiego pisze:

    Witam Pana redaktora Rudzińskiego – to ,,najbardziej płodny” polski dziennikarz turystyczny

  • Globtroterka Ania pisze:

    Będąc w Gruzji warto odwiedzić również Armenię – jest chyba nawet bardziej ciekawa historycznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
EKUZ
Podróżowanie po Europie jest niezwykle atrakcyjne z wielu po...
Termy BUKOVINA
Jeśli od dawna marzy Ci się, aby doświadczyć prawdziwego luk...
wycieczki po Europie
Lato to czas, gdy Europa rozkwita pełnią swojego piękna, a p...
Michał Boym
Niemal wszyscy na świecie słyszeli o wielkich podróż...
Węgry
Co warto zwiedzić na Węgrzech? Jaki...