Andrzej Sokołowski

Andrzej Sokołowski – Jakość kosztuje, ale warto w nią inwestować

Opublikowano: 22 czerwca 2017

Wyłącznie jakość medyczna daje gwarancję posiadania pacjentów. Pozyskanie odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów nie jest zadaniem łatwym, ale na pewno możliwym. Wszystko jest kwestią pieniędzy. Mając odpowiednie nakłady, można ściągnąć profesorów, którzy dołączą do zespołu i wyszkolą kadrę specjalistów, ale im też trzeba odpowiednio zapłacić – mówi Andrzej Sokołowski, prezes zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych.

W kwietniu organizacje pracodawców oficjalnie zaapelowały do prezydenta Dudy o zawetowanie ustawy z 23 marca 2017 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Jakie główne zarzuty wobec proponowanych zmian mają sygnatariusze, wśród których jest OSSP?

– Głównym zarzutem jest krótki czas wprowadzenia rozwiązania, które w ciągu kilku miesięcy ma całkowicie zrewolucjonizować obecny system ochrony zdrowia. Ministerstwo Zdrowia chce dokonać przewrotu. Do tej pory przez długie lata obowiązywała zasada, że pieniądze idą za pacjentem, która lepiej lub gorzej, ale się sprawdzała. Najpierw był kontrakt, potem pacjent, a na końcu rozliczenie. Tak było w czasach kas chorych i w okresie funkcjonowania Narodowego Funduszu Zdrowia. To powodowało, że każdy świadczeniodawca musiał wykonać określoną liczbę procedur. Starając się o kontrakt, musiał wykazać, że wykonuje świadczenie profesjonalnie. Obecnie resort chce wywrócić ten system do góry nogami. Zmiana ustawy wiąże się z wprowadzeniem zasady, że pieniądze idą przed pacjentem.

To oznacza, że pacjent staje się de facto niepotrzebny. Gdybyśmy dostawali pieniądze przed wykonaniem pracy, jakie znaczenie miałoby, jak ją wykonamy albo czy w ogóle do niej przystąpimy? Żyć nie umierać, w takiej sytuacji najlepiej udać się na plażę i odpoczywać.

W proponowanej ustawie nie ma systemu motywacyjnego, który zmuszałby szpitale – czy szerzej świadczeniodawców – do tego, by przyjmowali odpowiednią liczbę pacjentów i wykonywali usługi zgodnie z obowiązującymi standardami jakości. Mało tego, w projekcie ustawy nie ma ani słowa o jakości. Stawiając się w pozycji menadżera ochrony zdrowia, przeprowadziłbym z ordynatorami krótką rozmowę, podając im kwoty, jakimi dysponują, co stanowiłoby pewnie mniej więcej 60 proc. mojego budżetu, dodając, że tego nie wolno im przekroczyć. Sprawa załatwiona: pieniądze są, pacjent staje się niepotrzebny. Jeżeli natomiast chcielibyśmy przyjmować pacjentów zgodnie z ich potrzebami, nie będzie pieniędzy na remonty, inwestycje, pensje. Menadżer będzie chciał jak najmniej zapłacić, a więc przyjmie jak najmniej pacjentów i to w jak najmniej kosztownym standardzie.

Czy zmiany dotkliwiej dotkną placówki prywatne?

– Pan minister i prezes NFZ przekonują nas, że koło jest kwadratowe. Zapewniają bowiem, że szpitale prywatne nie muszą się martwić, bo nawet jeśli nie znajdą się w sieci, to pieniądze dla nich znajdą się w kontraktowaniu. Do tej pory sektor prywatny rynku medycznego otrzymywał ok. 15–17 proc. środków przeznaczanych na zabiegi operacyjne w Polsce. Znając zapotrzebowanie medyczne poszczególnych regionów, szacujemy, że około 20 proc. naszych szpitali wejdzie do sieci. Pozostałe staną do kontraktów i to jeszcze nie byłaby taka zła sytuacja, bo kwota na budżetowanie spadła z 15 do 9 proc., ale uwaga: do tych pieniędzy aplikują również szpitale publiczne. Jeżeli szpital powiatowy dostanie na swoje podstawowe świadczenia pieniądze na poziomie preferencyjnym, jak dotychczas, to na pozostałe oddziały przystąpi do kontraktu, bo może. Spodziewamy się, że z tych 9 proc. szpitale publiczne przejmą dużą część środków. W tej sytuacji przekonywanie, że szpitalom prywatnym nic nie grozi, słusznie budzi wątpliwości.

Jak odczują zmiany pacjenci? Gdzie spotykają się ich weto z głosem sprzeciwu innych stron zaangażowanych w funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia?

– Jak twierdzi minister zdrowia, zmiany ujęte w projekcie ustawy niosą same korzyści i każdy pacjenta na nich zyska. Pytanie: jak to możliwe? Jeśli dotychczas robiliśmy 15–17 proc., tj. około miliona zabiegów, to szpitale się zamkną, bo nie będą miały pieniędzy, a nie pomyślano o tym, żeby utworzyć rynek ubezpieczeń. Pacjenci przymusowo zapiszą się do szpitali, które znajdą się w sieci, co podwoi kolejki. A jeżeli tak, to jak można przekonywać, że pacjenci nie stracą na planowanych zmianach? Mało tego, nie ma żadnych przesłanek, żeby w szpitalach, w których stworzy się większe kolejki, więcej operować, bo to niepotrzebne narażanie się na koszty. Niestety nikt nie używa konkretnych argumentów, żeby przekonać do swoich racji.

Ministerstwo posługuje się ogólnikami i unika szczegółowych odpowiedzi.

Dodatkowo nowy system tworzy fikcję. Dam przykład. W Gdyni były dwa szpitale, które pod kątem planowanej ustawy połączono pod nazwą Szpitale Wojewódzkie w Gdyni, dołączając do nich szpitale w Gdańsku, Tczewie i w Wejherowie. Czemu to służy? Otóż teraz jako jeden podmiot mogą wykazać, że świadczą wszystkie usługi jak akademia medyczna, dzięki czemu mogą mieć wyższy stopień referencyjności i tym samym uzyskać większy budżet. To klasyczny przykład mieszania w szklance herbaty i obserwowania, czy będzie słodsza. W szpitalu tak naprawdę nic się nie zmieni. Może z małym wyjątkiem, bo przecież trzeba powołać nowego prezesa dla wielkiego molocha, a nikt nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności majątkowej za małe pieniądze. Administracyjne połączenie kilku podmiotów realnie nic nie zmienia. Już dawno postulowaliśmy przeprowadzenie pilotażu projektowanych zmian w systemie ochrony zdrowia. Bezskutecznie. Przez 25 lat polscy przedsiębiorcy zainwestowali w ochronę zdrowia 7 mld zł. Nie wiem, czy Polskę stać na to, żeby zaprzepaścić tyle pieniędzy, a tak się dzieje. Niedawno zgłosiła się do mnie francuska firma, która chciała zainwestować w Polsce w budowę sieci szpitali, ale w obliczu zapowiadanych zmian wycofała się i ulokowała kapitał w Portugalii.

Czy jeszcze jakiś aspekt zapowiadanych na jesień zmian spotyka się z krytyką środowiska medycznego oraz menadżerów ochrony zdrowia?

– Nasz sprzeciw budzi m.in. ogromna uznaniowość ustawy. Zamiast opisać wszystko jasno w przepisach, po raz kolejny oddaje się decyzje urzędnikom. Ustawa zakłada, że o wielu rzeczach może decydować minister, kierując się własnym widzimisię. Nawet jeżeli szpital nie spełnia obiektywnych kryteriów, standardów wymaganych przepisami, to minister zdrowia i tak może włączyć go do sieci. Część szpitali publicznych do tej pory nie dysponuje środkami, żeby dostosować placówkę do wymagań obecnych ustaw, ale dzięki zgodzie ministra będą mogły dalej funkcjonować na preferencyjnych warunkach. Widzimy też zagrożenie korupcjogennością. W czasach komuny za gotówkę można było załatwić wiele rzeczy, które były powszechnie niedostępne. Dzisiaj wszystko wskazuje na to, że kolejki się wydłużą, a wówczas jeszcze silniejsza będzie pokusa, żeby iść do ordynatora z gotówką i przekonać go, żeby znalazło się miejsce w szpitalu. Nie mówiąc o próbach nakłaniania urzędników do cofania restrykcyjnych decyzji.

Abstrahując od zapowiadanych zmian, jak radzą sobie szpitale prywatne na krajowym rynku usług medycznych?

– Bardzo powoli się rozwijają. Aneksowanie umów, które kilka lat temu zastąpiło kontraktowanie, znacznie utrudnia rozwój. Zgodnie z konstytucją przedsiębiorczość obywatelska ma być wspierana, a dopiero tam, gdzie obywatele nie mogą czemuś podołać, ma interweniować państwo. W związku z tym jeżeli obywatele chcą tworzyć szpitale i są gotowi wykładać na nie pieniądze i leczyć za stawki NFZ-owskie, to po co pchać się z pieniędzmi, których nie ma? Prościej kupować usługę niż budować szpital.

Jak menadżerowie prywatnych szpitali podchodzą do jakości? Jakie praktyki najlepiej się sprawdzają?

– Jakość jest gwarantem przyciągania pacjentów. Dotyczy to zarówno wymiaru medycznego, jak i technicznego, organizacyjnego czy socjalnego. Prywatne szpitale mają nad publicznymi przewagę w każdym z tych obszarów, dlatego ludzie korzystają z ich usług. Tam zazwyczaj mogą liczyć na najlepszą kadrę medyczną w regionie, a oprócz tego na wartość dodaną choćby w postaci separatki, telewizora, uśmiechniętej obsługi, czystości, odpowiedniej liczby pielęgniarek.

Czy certyfikacja jest ważnym narzędziem utrzymania jakości?

– Nigdy nie była. Państwo nigdy jej nie wspierało i nie dawało dodatkowych gratyfikacji podmiotom, które zainwestowały w system jakości. Certyfikacja nic nie dawała. Ministerstwo Zdrowia finansuje jedynie certyfikację CMJ, ale pieniądze od lat kończą się w połowie roku, w związku z czym szpitale bardzo długo oczekują w kolejce, bez względu na formę własności.

Jak sukcesy na polu medycznym przekładają się na renomę i komercyjne funkcjonowanie szpitala? Czy ten aspekt jest wiodący?

– Oczywiście. Wyłącznie jakość medyczna daje gwarancję posiadania pacjentów. Pozyskanie odpowiednio wykwalifikowanych specjalistów nie jest zadaniem łatwym, ale na pewno możliwym. Wszystko jest kwestią pieniędzy. To tak jak w piłkarstwie. W małej mieścinie trudno zorganizować drużynę z prawdziwego zdarzenia i zaistnieć. Ale jak są pieniądze, można kupić dobrego, nieznanego gracza, który błyskawicznie stanie się gwiazdą europejską. Na gruncie medycyny jest dokładnie tak samo. Mając odpowiednie nakłady, można ściągnąć profesorów, którzy dołączą do zespołu i wyszkolą kadrę specjalistów, ale im też trzeba odpowiednio zapłacić. Jakość kosztuje. Z finansami wiąże się poważny problem braku wyspecjalizowanych kadr, bo fachowcy wyjeżdżają za granicę, gdzie oferuje im się lepsze warunki. W Polsce menadżerom ochrony zdrowia brakuje istotnego argumentu, żeby przyciągnąć odpowiednie kadry.

Rozmawiała Małgorzata Szerfer-Niechaj

Fot. archiwum prywatne A. Sokołowskiego

Udostępnij ten post:



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Powiązane treści
Wojewódzki Zakład Opieki Psychiatrycznej Sp. z o.o. w So...
Szpital Miejski w Miastku
Pozyskujemy środki zewnętrzne dzięki bardzo aktywnemu uc...
Mariusz Wójtowicz
Te osiągnięcia nie byłyby możliwe bez życzliwości właści...
Jacek Papiński
„Rodzina” norm ISO jest bardzo bogata i swoim zasięgiem...
Nasze motto – „Efektywnie lecząc, dobrze uczyć i słu...